Pinkpanther II Pinkpanther II
599
BLOG

Błazenada francuskich służb specjalnych.

Pinkpanther II Pinkpanther II Polityka Obserwuj notkę 20

Mądrość wynikającą z obserwacji świata starożytni Rzymianie ubierali w sentencje.

I tak na przykład zauważyli, że "historia magistra vitae" - historia jest nauczycielką życia.

Później maksymę tę, ich mniej zdolni - ale sprytni - uczniowie rozwinęli do postaci: "Historia jest najlepszym nauczycielem, ale ma najgorszych uczniów".

Przykładem dla tej zmodyfikowanej sentencji są "francuskie" służby specjalne w związku z wczorajszymi antyislamskimi prowokacjami.

Historią i to najnowszą są wydarzenia z 11.09.2001 r. czyli iluminackie zamachy na wolnościowe fundamenty Ameryki, których równoległym skutkiem było też zielone światło do diabłokrucjaty przeciwko niektórym krajom arabskim (Irak, Afganistan).

Jeszcze nowszą historią są wydarzenia z Londynu sprzed kilkunastu miesięcy kiedy to ponoć osobnicy islamopodobni dokonali mordu maczetą na brytyjskim żołnierzu, niedaleko jego jednostki wojskowej.

Wydarzeń, z których należało wynieść jakieś nauki było w ostatnich latach trochę więcej ale zostańmy przede wszystkim przy tych dwóch.

I tak z doświadczeń zamachów z 11.09 należało się nauczyć, że aby wbić tumanom przed telewizorami  do głów, że sprawcami są arabowie/islamiści nie wystarczy podrzucać na miejscu zbrodni czy po koszernych supermarketach ich dowodów osobistych, paszportów, praw jazdy czy licencji pilota tylko trzeba ich zobrazować w sposób maksymalnie bezpośredni i rażący. W Ameryce psychoelita, zgniłki w służbach oraz ścierwomedia poprzestały na tym i część mas zaczęła im bruździć, że taki kit (np. że niby po wybuchu samolotu nie zostały nawet silniki czy ciała pasażerów ale przetrwał bohaterski arabski dowód osobisty) to mogą lepić po oknach późną jesienią a nie im.

Pożądanym efektem tej nauki powinno być np. takie zaprezentowanie zamachowców:

Ubrani w saraceńskie tuniki, w turbanach na głowach, z 10 cm brodami, z kałasznikowami i pasami z nabojami na plecach, z maczetą u pasa i tabliczką na piersiach z napisem "nazywam się Abdullach i jestem islamskim fundamentalistą", ruszają zamachowcy na wielbłądach spod Wieży Eiffla pod siedzibę pogibańców z Charlie Hebdo. Robią jatkę po czym uciekają na wielbłądach na Pola Elizejskie, drąc gęby "Allach Akbar" i ogłaszając wszechświatowy dżihad. Wtedy nawet małpa w zoo bez żadnych wątpliwości poznałaby i przyznała, że to arbowie/islamiści rozlewają krew w Paryżu.

Ale nie, zachciało im się powielać poronione amerykańsko-izraelskie pomysły z podrzucaniem arabskich dowodów po samochodach co wywołało pytania czy to oby na pewno byli islamscy fanatycy czy tylko ludzie którzy takich mieli pozorować.

Z doświadczeń zabójstwa brytyjskiego żołnierza z 2013 r. z Londynu należało się nauczyć, żeby scena zabójstwa wyglądała wiarygodniej i żeby rzekomemu zabójstwu towarzyszył zwykły ruch uliczny ale autentyczny tzn. żeby byli autentycznie przerażeni przechodnie lub aktorzy którzy panikę dobrze odgrywają. Żeby nie było tak jak wtedy, że niby jest zarzynany człowiek a ludzie przechodzą jakby nigdy nic, jakby oglądali żarciki telewizyjne typu "Ale numer!" z malowaniem czerwonymi farbami.

A tu co? Wzięli jakiegoś jełopa z dobrą kamerą i jeszcze lepszym mikrofonem, umieścili go nawet dokładnie po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko miejsca gdzie miał leżeć dostrzeliwany policjant tak że ujęcia wyszły idealne jak na planie filmowym. Ale co z tego skoro zapomnieli o zwykłym ruchu ulicznym - zero samochodów, zero przechodniów oraz zapomnieli o uwiarygodnieniu sceny rzekomego postrzału - wyraźny rykoszet, zero krwi, zero odruchów postrzałowych.

I jeszcze ten stary i zużyty scenariusz jeszcze z zamachu bostońskiego: znaleźliśmy, dorwaliśmy zamachowców ale albo musieliśmy ich zabić albo sami się zabili. Tak więc już nawet na torturach w jakichś nowych Kiejkutach nie wyśpiewają kto, dlaczego i za ile ich zainspirował itd. Nie ma dowodu nie ma problemu zupełnie jak w przypadku malezyjskiego Boeinga, który rozpłynął się w oceanie tak, że nawet satelity, czarne skrzynki i najnowsze radary wojskowe go zgubiły. Nie ma wraku, nie ma problemu.

Kolejna nauka jaką trzeba było wynieść z zamachów na Amerykę to "niefrasobliwość służb". Wtedy ponoć cała arabska szajka ostro trenowała na amerykańskich aerodromach żeby zdobyć licencje i później pilotować boeinga a służby nic nie widziały. Następnie już w dniu ataków, porwane samoloty latały sobie prawie przez godzinę nie atakowane przez dyżurne myśliwce. Po atakach przyznano, że służby zawiodłyi ... w związku z tym trzeba im przyznać 10 razy wiecej uprawnień.

A teraz co? To samo. Sprawcy niby byli co prawda pod obserwacją ale służby znowu niestety zawiodły. A można było się lepiej przygotować np. można było w ostatnich tygodniach dokonać paru spektakularnych aresztowań jakiś z rozdzielnika, bogu ducha winnych islamskich uchodźców pod jakimiś spreparowanymi zarzutami i teraz po wczorajszej strzelaninie już by tak nie narzekano na bezczynność służb. Ale nieee? Znowu te same wybrakowane schematy.

Jedyna nauka jaką w przypadku tych zdarzeń wyciągnięto (na podstawie 11.09) jest następująca.

Po 11.09 jakieś schweiny zaczęły zadawać niewygodne pytania ilu żydów zginęło w budynkach WTC i dlaczego żaden oraz skąd wiedzieli żeby nie przychodzić do roboty i dlaczego paru Izraelczyków tańczyło z radości w parku podczas nagrywania płonących wież WTC.

 Tu lekcje zostały odrobione na 120%: zabici dziennikarze byli żydami, zaś zamachowcy zabarykadowali się w koszernym supermarkecie. W związku z tym mniej schweinów będzie zadawać sobie niewygodne pytania.

Widać służby izraelskie lepiej od francuskich zadbały o swoje interesy w tych prowokacjach.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka